Jest mi niezmiernie miło, że mnie tak licznie odwiedzacie, komentujecie, mimo,że ostatnio rzadziej się tu pojawiam. Dziękuję za wszystkie miłe e-maile. Staram się zawsze odpowiedzieć. Mam nadzieję, że niebawem się ogarnę i wskoczę w poprzednie tryby mojego bloga. Słuchajcie dziewczyny, zbliża się setka na liczniku. Z tego tytułu ogłaszam małe candy:)) Proponuje zabawę, ta która złapie 100.000 i przyśle PrtScr na e-maila wygra nagrodę niespodziankę. Drugie candy niespodzianka na "starych zasadach". Komentarz i zawieszony banerek u siebie:)) Jeśli ktoś ma ochotę, może dołączyć do Obserwatorów, ale nie koniecznie:) Ta zabawa trwa do 15 grudnia .
---------------------------------------------♥-----------------------------------------------
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
U prząśniczki siedzą , jak anioł dzieweczki....






Patrząc na te obrazki chce się od razu zanucić znaną "Prząśniczkę".
Ja też sobie podśpiewywałam, a banan z twarzy nie znikał, gdy ten kołowrotek stał się moją własnością.
Jakiś czas temu kolega mojego Ślubnego, zapytał go, czy byłby zainteresowany kupnem za niewielką kwotę tegoż kołowrotka. Rozmyślań wielkich nie było. W pięć minut stał się posiadaczem kolejnego grata. Nie ukrywam, że także ku mojej uciesze. :)) Nie jest to taki zwykły kołowrotek. W czymże niezwykłość tego starocia? Zaraz rzecz objaśnię. Okazało się, że kołowrotek przyjechał z Lipusza, ze wsi leżącej na Kaszubach. Moje serce zabiło szybciej......Otóż z Lipusza pochodzi część moich przodków. Na cmentarzu leżą ich prochy....prababcia, pradziadek....Tu wyobrażnia zaczęła działać!. Dzisiaj Lipusz, to duża wieś, ale dawno, dawno temu wszyscy się zapewne znali. Odwiedzali, wspólnie rozwiązywali problemy, razem się bawili. Póżną jesienią na wsiach przychodził czas darcia pierza, przędzenia wełny. Kobiety spotykały się wtedy w jednym gronie oddając się tym zwyczajowym zajęciom. W Lipuszu na pewno nie było inaczej. W tym miejscu ułożyłam sobie historię mojego kołowrotka. Doszłam do wniosku, że jest prawie pewne to, że była właścicielka mojego kołowrotka znała się z którąś z moich krewnych. Może się przyjażniły, opowiadały babskie sekrety?.......a może kołowrotek, który teraz stoi w przedpokoju należał jednak do mojej rodziny?.......Jakże plotą się historie, stając się z czasem piękną i niezwykłą legendą, rodzinną opowieścią. Tak, czy inaczej poczułam więż z tym starym, zniszczonym przedmiotem, który wiele widział i ciężko się napracował :) Ile skarpet, sweterków zrobiono dzięki niemu?.......Być może za trzy dychy kupiłam kawałek mojej historii?
Jak tak dalej pójdzie, to nasze zbiory będą potrzebowały osobnego pomieszczenia :))) Zamiast domu będzie muzeum :)). Nie, nie aż tak żle ze mną chyba jeszcze nie jest:))). Fajnie jednak byłoby, gdyby powstało takie przydomowe, miniaturowe muzeum połączone ze stołem biesiadnym. Pobielone ściany, podłoga wyłożona kamieniem..... Tak, tak........i co jeszcze? ....zejdż na ziemię hihi.